TYLKO PTAKI NIE PŁACZĄ
Dramat rozpisany na
JEDNOŚC MIEJSCA,
CZASU, AKCJI I OSOBY
CZĘŚCI:
PROLOG
PARODOS
EPEJSODION I
STASIMON I
EPEJSODION II
STASIMON II
EPEJSODION III
STASIMON III
EXODOS
EPILOG
PARODOS
EPEJSODION I
STASIMON I
EPEJSODION II
STASIMON II
EPEJSODION III
STASIMON III
EXODOS
EPILOG
PROLOG
Tylko ptaki
Nie płaczą
Gdy dzieci ich
Wylatują w świat
…
Tylko ptaki
Nie potrafią płakać
Na widok pustych
Gniazd
…
Zupełnie jak
Nieliczni z nas
PARODOS
Ponoć jest wyspa na morzu
Gdzie sny najskrytsze
Piękniejsze są
Niż pozorna rzeczywistość
Czas odmierza
Rytmem godzin dnia i nocy
Złudę od fantazji
A świat pomalowany
Łukiem tęczy
Zaprasza uśmiechem tych
Co go dostrzegają
Jest taki skrawek ziemi
Za horyzontem
Gdzie ślad zostawiony
Na mokrym piasku
Przetrwa
I opowie twoją historię
Przygodnym wędrowcom
Błądzącym w poszukiwaniu pocieszenia
Ale tylko
Niektórzy ludzie
Potrafią mówic o tym
Dziwnym lądzie
Gdzie stale brak
Jest miejsca
Dla ciebie
EPEJSODION I
Na skraju wody i ziemi Poranne słońce
Wychodząc z alkowej
Rozpostarło
Złotą drogę na sennych falach
…
Chodź ze mną
Zagadnęło zaspanym blaskami
Kuszącym słodko stopy
Na moment świat zawirował mi w oczach
I wcisnął mnie jeszcze bardziej w miejsce
Gdzie stałem
Niewiadomo dlaczego
Poczułem się zawstydzony
Tą propozycją
…
Nie… nie trzeba
A swoją drogą
Jak to może być
Parę kroków do przodu
I stopy ciężko grzęzną w piasku
Jak mam pójść?
Nawet gdybym chciał
Grzebienie fal
Zaśmiały się tysiącem kropel
Wyrzuconych pod niebo
Spójrz na nas…! krzyknęły!
I pognały gdzieś przed siebie
A kiedy powróciły
Na to samo miejsce
Nie było śladu drogi i słońca
Miałem złudzenie że światło
Obraziło się na mnie
Ale ja przecież nie chciałem…
Ciągle stercząc w tym samym miejscu
Myśl że chyba przegapiłem
Jedyną okazję jaką dano mi w życiu
Nerwowo
Przebiegła grymasem po twarzy
I rozpłynęła się bez śladu
W morskiej toni
Ciekawe dlaczego?
STASIMON I
Promień słońca
rozerwał chmury
I zaczął malować figlarne znaki
Na mokrym piasku
Na szczęście ?
Na moje życie…
Łapczywe fale
Jak na złość
Porywały kawałki
Tych dziwnych obrazów
I unosiły je pośpiesznie
Jeden Bóg wie gdzie
Gdzieś w toni nadawały im
Sens morskich stworów
Czasem powracających na brzeg
Karykaturami myśli
Dziwacznych i obcych
Wyszarpanych z jaźni zbyt pośpiesznie
Bez możliwości
Nasączenia się istnieniem
…
Oprószone morskim smakiem
I kryształami
Soli
Opadały wolno na dno
Wyschniętej duszy
I rozpływały się cicho
W jej pustce
Zostawiając po sobie jedynie
Gorzki smak
Niespełnienia
EPEJSODION II
Pewnego poranka
Spotkałem ptaka
Nad brzegiem oceanu
Rozwiesił skrzydła na wietrze
I suszył pióra ze słonej wody
Staliśmy jakiś czas razem
Spoglądając ciekawie na siebie
I wodę igrającą ze słońcem
A potem on odleciał…
Spłoszony mocniejszym podmuchem wiatru
Silniejszą falą?
Moim niebacznym gestem
…
Poszybował nisko nad wodą
Jakby chciał się przejrzeć w jej toni
I przepadł gdzieś za horyzontem
A ja?
Zostałem sam
Ciężki jak kamień
Od lat w tym samym miejscu
Z jakimś nieopisanym smutkiem
Bo…
Wydało mi się nagle
Że przez moment
Razem dzieliliśmy
Odrobinę życia
Drgającego między nami
Na pajęczynie
Utkanej przez słońce
I misternie zaplątanej
W nasze ciała
STASIMON II
Po latach
Które nie wiem jak
Przeciekły mi przez palce
Pewnego dnia
Ptak wrócił
…
Przysiadł zmęczony na mokrym kamieniu
I ciężkie powieki przyniosły upragniony sen
Kołysany szumem fal
Rozpostarte skrzydła
Oparły się o piasek
A wiatr od czasu do czasu
Dmuchał w delikatne pióra
Z nadzieją poderwania ich
Do następnego lotu
Nie wiedząc że on już dawno
Szybował pośród
Srebrzystego pyłu gwiazd
Co ukradkiem
Zerkały na niego
Z podziwem i zazdrością
Jaka lekkość i swoboda lotu
A przyłapane na tej myśli
Okryte wstydem
Pośpiesznie gasły
Jedna po drugiej
Ustępując miejsca
Jasności następnego dnia
EPEJSODION III
Wykopałem niewielki dół I ostrożnie kładąc drobne ciało
Na dnie
Poprawiłem pióra tak
Aby były gotowe do lotu
Gdy przyjdzie na to czas
…
W ciszy usypiającej powoli
Całą okolicę
Starając się go nie zbudzić
Otuliłem ciepłymi ziarnami piasku
Jego sny
Pośród których swobodnie szybował
W tylko sobie znanych przestrzeniach
Gdzieś ponad światem
Co zadziwił się nad tym
Jak taki mały ptak
Potrafi
Tak wspaniale latać
…
STASIMON III
Przypływ coraz mocniej
Napierał na piaszczysty brzeg
Bezwolne fale
Posłuszne odwiecznym prawom
Unosiły na zmęczonych grzbietach
Coraz więcej piany
Szarpanej przez wiatr
Na setki strzępow fruwających
Pod niebem
…
Przez chwilę
Poprzez szare światło
Rozlane wokół mnie
Wydawało mi się że…widzę
Jak znowu suszy skrzydła
W słońcu…
By były gotowe na jeszcze jeden lot
…
W szumie wody
Bawiącej złocisty piasek
Wokól moich stóp
Poczułem nagle że
Ziemia cierpliwie wypatruje
Momentu w którym
Zacznie odmierzać
Moją drogę
…
Jakie to dziwne uczucie
Gdy nagle zdajesz sobie sprawę
Że ktoś czeka
Na ciebie…
Na twój pierwszy ruch
…
EXODOS
Krople deszczu
Spadły na mnie i na pióra
Przymrużywszy oczy
Zasłuchałem się w ich wilgotne pocałunki
Wsiąkające wolno w moją skórę
A on zatrzepotał skrzydłami
Strząsając deszcz kropel
Z lśniących piór
Jakby nie chciał uwierzyć
Że zaczęło padać
I powoli pokuśtykał przed siebie
Zostawiając na mokrym piasku
Ciepłe wspomnienie łap
…
Patrzyłem za nim ciekawie
Po pewnym czasie obejrzał się
W moją stronę
I śmiesznie przekrzywił głowę
Jakby chciał mnie zachęcić…
Krzyk wścipskich mew
Porwał na moment uwagę pod chmury
A kiedy oczy powróciły
Na miejsce gdzie wydawało mi się
Że czeka na mnie
Natrafiły na wodę
Wylizującą jego ostatni ślad
…
Czyżbym ponownie
Stracił przyjaciela
Na wieki
?
EPILOG
Poranne niebo
Słońce rozcięło łukiem światła
Na dwie barwne połowy
Jeszcze jednego szczęśliwego dnia
Wiatr silniejszym podmuchem
Porwał z piasku
Parę piór
Wspomnienie jakiegoś ptaka
I cisnął je wysoko pod chmury
Gdzie tylko rajskie stwory
Mają przywilej przebywania
…
Brodząc po mokrym błękicie nieba
Raz po raz obmywanym
Szemrzącymi falami
I zanurzając stopy
W chłodny puch przygodnych chmur
Nie zauważyłem
Jak słońce
Roztopiło złoto falujące drogą
Na leniwie kołyszącej się wodzie
Aż po sam horyzont
…
Przymrużyłem oczy
Zerkając ciekawie w dal
Setki blasków wydawały się
Czekać na moje stopy
…
CHODŹ
Szepnęło słońce.
Rozejrzałem się wokół
Nie mając pewności
Czy to było rzeczywiście do mnie
Ale oślepiony odłamkami promieni
Nie mogłem dojrzeć nikogo
Prócz paru ptaków
Bijących się w pobliżu o jakiś strzęp…
…
CHODŹ
Szepnęło ponownie słońce.
I złożyło delikatny pocałunek
Na moich ustach
Stałem przez monemt
Niepewnie przestępując
Z nogi na nogę
A po chwili wahania
Ciągle zalany
Lawiną światła
Powoli
Ruszyłem
Przed siebie
…
Raz jeden
Odwróciłem się w kierunku
Brzegu
Z nadzieją że jeszcze zobaczę
…
Ale tam
Woda jak zwykle
Nie zwracając uwagi na nic
Rysowała dziwne krajobrazy
Na pustym piasku
…
No comments:
Post a Comment